Kim jesteśmy, jak inwestujemy,
co nas wyróżnia
CZYTAJ >>>
Dywersyfikacja? To zależy
Rozmowa Piotra Gajdzińskiego z Leszkiem Kasperskim, prezesem zarządu Caspar Asset Management dotycząca zalet i wad dywersyfikacji środków inwestowanych w – między innymi – fundusze inwestycyjne.
Leszek Kasperski stara się odpowiedzieć na pytanie dotyczące tego, czy warto dywersyfikować.
Piotr Gajdziński: – Dywersyfikacja. Ulubione słowo rynku inwestycyjnego.
Leszek Kasperski: – Nie należę do wyznawców tego pojęcia. W każdym razie nie do ślepych wyznawców.
Łatwiej trafić na białego nosorożca niż na prezesa Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, który nie szafuje słowem dywersyfikacja.
– Nie lubię tego pojęcia, bo jest to z reguły wygodne wytłumaczenie dla firm zarządzających. Moim zdaniem, waga dywersyfikacji jest często przeceniana. Zwłaszcza w wypadku inwestorów, którzy są dopiero na początku drogi do pomnażania swojego kapitału.
Twoim zdaniem powinni ryzykować?
– Mądrze, ale tak. Jeśli pracują lub prowadzą swoją firmę, mają stałe, wysokie dochody, to ich inwestycje powinny być skumulowane, a nie rozdrobnione. Takie osoby mają długą perspektywę czasową i mogą sobie pozwolić na okresowy spadek wartości inwestycji. Oczywiście dywersyfikacja ma wiele wymiarów. Jeśli ktoś ma firmę powiedzmy z rynku spożywczego, to może rozważyć inwestowanie w inną branżę, zarabiać na innym kawałku rynku.
Dywersyfikacja nabiera natomiast innego znaczenia w wypadku osób, które nie mają już stałego dochodu, sprzedali swoją firmę lub przeszli na emeryturę. Wówczas inwestorom, mówię to na przykładzie niektórych klientów Caspar Asset Management, mniej zależy na zarabianiu, a bardziej na utrzymaniu majątku, zachowaniu status quo i przekazaniu majątku następnym pokoleniom. Wtedy rzeczywiście trzeba zwracać dużą uwagę na bezpieczeństwo, wtedy dywersyfikacja ma sens. W takim wypadku powinna ona mieć charakter globalny, zwłaszcza jeśli chodzi o osoby, które chcę podróżować, konsumować świat. Wtedy dywersyfikacja musi dotyczyć też walut, bo to chroni nas przed ewentualnym, ale przecież nie niemożliwym, załamaniem złotówki.
A wielkość inwestycji? Czy duże pieniądze nie oznaczają jednak, że lepiej dywersyfikować?
– Moim zdaniem kluczowa jest materialna sytuacja inwestora, to znaczy to, czy ma stałe, dobre źródło dochodów i perspektywa czasowa.
Byłem kiedyś świadkiem badań focusowych, w których ludzie wypowiadali się na temat oszczędności. Większość badanych utożsamiała oszczędzanie z wyrzeczeniami. Ponieważ część ludzi czuje potrzebę oszczędzania – na tzw. czarną godzinę, dla dzieci, na emeryturę – to są gotowi mniej konsumować, a zaoszczędzone pieniądze odkładać. W takiej sytuacji ryzyko nie jest wskazane. Natomiast jeśli mamy nadwyżki finansowe, jesteśmy optymistami jeśli chodzi o przyszłość, to wówczas nie odradzałbym ryzykowniejszych inwestycji.
Ale nie hazard?
– Oczywiście nie. Nie chodzi o to, aby rzucać się głową w przepaść. Ryzykowniejsze inwestycje nie mogą wyeliminować własnej strategii inwestycyjnej i ostrożności. Jeśli na przykład jesteś tzw. technomaniakiem, to siłą rzeczy znasz ten rynek, wiesz na przykład, które aparaty fotograficzne dobrze się sprzedają, a które zalegają na półkach. Więc „podczep” swoje inwestycje pod ten rynek i zarabiaj na swojej wiedzy. Ryzyko, owszem, ale dobrze skalkulowane.
Rozmawiał Piotr Gajdziński