Fundusze Inwestycyjne Otwarte (FIO)

Zacznij już od 1000 zł. Szybka i bezpieczna rejestracja online. Buduj swój portfel funduszy inwestycyjnych przez Internet.


Inwestuj w obligacje - Caspar Obligacji


Dbaj o stabilny wzrost - Caspar Stabilny


Inwestuj globalnie - Caspar Globalny


Inwestuj w Europie - Caspar Akcji Europejskich


Kup fundusz

Strategie Asset Management

Sprawdź pełną ofertę strategii zarządzania aktywami i wybierz dopasowaną do potrzeb.

Pamiętaj, że - jeżeli nie znajdziesz odpowiadającej na Twoje zapotrzebowania - mozemy stworzyć strategię o indywidualnym charakterze.


Więcej: Strategie Inwestycyjne


Zostań klientem

Wyniki zarządzania
OSTRZEŻENIE - oszuści podszywają się pod pracowników oraz spółkę Caspar Asset Management S.A. »
tekst alternatywny tekst alternatywny

Kim jesteśmy, jak inwestujemy,
co nas wyróżnia
CZYTAJ >>>

Nasza filozofia inwestowania
to Twój zysk CZYTAJ >>>

A A A

Giełda jest zdrowa

Piotr Przedwojski

– Jaka jest Twoja filozofia doboru spółek, w które inwestuje Caspar Akcji Polskich?

– Szukam spółek, które mają perspektywę trwałego, systematycznego poprawiania wyników. Najlepiej, aby spółka nie była zadłużona i dobrze zarządzana. Dużo uwagi poświęcam zarządowi, bo to w biznesie kluczowy czynnik. Jeśli zarząd jest dobry, poprowadzi spółkę nawet wówczas, gdy branża w której działa przeżywa gorszy okres. Naturalnie, dobrze jeśli spółka pracuje w takiej branży, która ma szansę na systematyczny rozwój.
Przyglądam się też polityce dywidendowej spółki. Jeśli podmiot gospodarczy dzieli się swoimi zyskami z akcjonariuszami, to oznacza, że spółka rzeczywiście ma zyski. Bo jeśli każdego roku pokazuje dobre wyniki finansowe, ale nie dzieli się zyskiem z akcjonariuszami, to pojawia się pytanie, czy one są rzeczywiste, czy tylko wirtualne. To prosty, ale skuteczny test obrazujący rzeczywistą kondycję firmy.

– Zwracasz uwagę na wielkość spółek, w które inwestujesz?

– Tak, subfundusz Caspar Akcji Polskich nie jest dużym funduszem, a to pozwala kupować dużo mniejszych spółek. Dzięki temu uczestniczymy w ich wzroście, co daje posiadaczom jednostek uczestnictwa Caspar Akcji Polskich szansę na uzyskanie dobrej stopy wzrostu.

– Masz jakieś sentymenty? Wolisz inwestować w konkretne branże, a inne omijasz szerokim łukiem?

– Niektóre omijam, ale nie jest to związane z sentymentem tylko prognozami ich dalszego rozwoju. Sentymenty na rynku kapitałowym to nie jest kategoria po pierwsze zbyt precyzyjna, a po drugie wskazana. Nie mam też sentymentów do konkretnych spółek, z wyjątkiem oczywiście notowanej na rynku New Connect spółki Caspar Asset Management S.A., ale w nią akurat nie mogę inwestować.
    Kierowanie się emocjami przez zarządzających to w moim przekonaniu prosta droga do katastrofy, która dotyka inwestorów. Zarządzając funduszem trzeba się kierować racjonalnymi przesłankami. To truizm, ale prawdziwy – emocje są złym doradcą.

– Mówiłeś o wadze, jaką przywiązujesz do kierującego spółką zarządu. Co to właściwie znaczy „dobry zarząd”?

– Określenie wszystkich kryteriów nie jest proste, ale na pewno istotne jest, aby zarząd był zaangażowany, zmotywowany i kompetentny. Mówiąc „kompetentny”, mam na myśli przede wszystkim umiejętność kierowania ludźmi, choć dobrze jest także, aby perfekcyjnie znał branżę, w której spółka działa. Nie jest to warunek sine qua non, bo oczywiście zarząd może sobie dobrać odpowiednich ludzi, ale jednak lepiej, aby znał swoją branżę.
Dla mnie istotną rzeczą jest także umiejętność rozmowy z inwestorami. A to dlatego, że zarządowi, który spotyka się z inwestorami, ma ich zaufanie, potrafi przekonać do swojej wizji i swoich pomysłów, łatwiej jest pozyskać pieniądze na nowe projekty. Co z tego, że ktoś jest dobrym menadżerem, jeśli w kluczowym momencie nie potrafi przekonać inwestorów do swojego pomysłu i w efekcie nie uzyskuje funduszy na sfinansowanie nowego projektu? Straci okazję na rozwój spółki.

– Mówiłeś, że istotne jest zaangażowanie zarządu. Jak możesz mieć pewność, że jakiś zarząd lub prezes jest zaangażowany lub niezaangażowany? Wydaje mi się to kategorią niemierzalną.

– Tego nie można zmierzyć w liczbach, to prawda, ale jak się ma doświadczenie na rynku, a ja pracuję na nim od 1997 roku, to nie jest to znowu takie trudne. Poznaję zaangażowanie choćby po tym, że ktoś szybko potrafi odpowiedzieć na pytanie. Jeśli człowiek kierujący lub współkierujący spółką mówi, że aby odpowiedzieć na standardowe pytanie musi się z kimś naradzić, zapoznać z dokumentami, albo wreszcie w nieskończoność odwleka udzielenie odpowiedzi, to oznacza, że jego stosunek do biznesu, którym kieruje jest, powiedzmy delikatnie, letni.

– Wolisz spółki zarządzane przez właścicieli, czy raczej takie, którymi kierują wynajęci menadżerowie?

– Tu odpowiedź nie jest jednoznaczna. Z reguły znacznie lepiej rozmawia się z właścicielami. Choćby dlatego, że właściciele, ryzykujący własnymi pieniędzmi, swoją przyszłością, są zawsze bardzo zmotywowani i kompetentni. Ale oczywiście bywają też przypadki, i jest ich wcale niemało, że podzielenie się władzą w spółce przez właściciela przynosi bardzo dobre skutki. Czasem jest to wręcz niezbędne, zwłaszcza, gdy spółka przestaje być tylko małą, garażową firmą i wypływa na szersze wody, rozszerza zakres swojego działania poza branżę, w której startowała i w której odniosła już sukces.
    Zwracam też uwagę, czy wynajęci członkowie zarządu są jednak współwłaścicielami spółek, którymi kierują. To znaczy, czy posiadają akcje tej firmy. Jeśli mam do czynienia z prezesem, który nigdy nie splamił się posiadaniem akcji „swojej” spółki, to w mojej głowie odzywa się dzwonek alarmowy. Bo dlaczego mam dać pieniądze komuś, kto nie ma choćby kilku akcji kierowanej przez siebie spółki? Jeśli nie wydał na ich zakup własnych pieniędzy, to można podejrzewać, zasadnie podejrzewać, że w nią po prostu nie wierzy. A jeśli on nie wierzy, to nie ma najmniejszych powodów, abym ja w nią uwierzył. Bywało, że na pytanie o posiadane akcje członkowie zarządu odpowiadali, że nie stać ich na zakup, że krucho u nich z pieniędzmi! W takim wypadku grzecznie mówię „dziękuję” i szukam innej spółki, bo odzywa mi się w głowie już nie tylko dzwonek alarmowy, ale cała górniczo-hutnicza orkiestra dęta.
Wysoko oceniam natomiast spółki, które mają programy motywacyjne dla wynajętych menadżerów. Bo to oznacza, że są jakieś ściśle określone kryteria, które spółka musi spełnić, aby zarząd otrzymał akcje lub premię finansową. To ludzi motywuje i daje inwestorom pewną gwarancję.

– Przejdźmy do innych kwestii. Od początku roku słyszę, że w tym roku Giełda Papierów Wartościowych wystrzeli. Tymczasem nic takiego się nie dzieje. Warszawski parkiet pnie się w górę, ale powiedziałbym, że jest to dość mozolna wspinaczka. Doczekamy się w tym roku eksplozji?

– Eksplozje mają z reguły niszczący charakter, więc raczej patrzyłbym na to z trwogą. Gwałtowny wzrost cen akcji niemal zawsze oznacza, że gdzieś tam kryje się i rośnie bańka spekulacyjna. Natomiast systematyczny wzrost, zwłaszcza gdy jest pozbawiony głębokich korekt, jest znacznie zdrowszy i dla inwestorów bezpieczniejszy. Gdy analizuje się indeks cenowy, obejmujący także rynek New Connect widać, że wzrost notowań idzie niemal jak po sznurku. To dowodzi zdrowej sytuacji, bo wzrost gospodarczy jest w Polsce stabilny i, w porównaniu z krajami europejskimi, dynamiczny, spółki pokazują dobre wyniki, spada bezrobocie. Gdyby ta linia zmieniła się w hiperbolę, to można byłoby podejrzewać, że wpływ na to mają inne, pozaekonomiczne czynniki. Oceniam więc, że rynek jest mocny.

– Warszawska giełda uporała się z czkawką po tzw. reformie Otwartych Funduszy Emerytalnych?

– OFE nadal istnieją, nadal będą do nich płynęły pieniądze i nadal pieniądze z nich będą trafiały na GPW. Ale wpływ Otwartych Funduszy Emerytalnych na polską giełdę już się w praktyce skończył. Patrząc na wpływy pieniędzy na warszawski parkiet widać, że mieliśmy trzech wielkich graczy – właśnie OFE, fundusze inwestycyjne i wreszcie zagranicę. W latach 2006-2007 największe pieniądze szły z OFE i z funduszy, zagranica była trochę z boku. Potem, po kryzysie, fundusze raczej sprzedawały akcje polskich spółek, a OFE kupowały, zaś zagranica pozostawała bierna. W 2013 roku sytuacja uległa zmianie – dominują pieniądze napływające z zagranicy. Przy czym zagraniczni inwestorzy są zainteresowani przede wszystkim dużymi spółkami. Dla nich przynajmniej połowa firm notowanych na GPW właściwie, ze względu na wielkość, nie istnieje. Dlatego w ostatnim czasie szybciej rosły kursy dużych spółek, w wypadku mniejszych wzrosty są niewielkie.

– Tymczasem wielu specjalistów jest zdania, że na rynku New Connect, na którym notowane są mniejsze podmioty, jest bardzo dużo znakomitych firm, ciekawych, z dużymi perspektywami…

– Podzielam tę opinię.

– A tymczasem zaangażowanie funduszy inwestycyjnych w spółki z tego rynku spadło w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy aż o 75%!

– Sądzę, że ten trend może się odwrócić. Wzrost produktu krajowego brutto w Polsce wynosi 3,5%. Zagraniczni inwestorzy będą więc szukali spółek, które w najbliższych miesiącach będą dynamicznie rosły, aby skonsumować ten wzrost. A tego duże spółki im nie zapewnią. Bo „duże spółki” to w praktyce banki, które nie wydają mi się specjalnie tanie oraz firmy energetyczne, gdzie marże są niewielkie.

– Czy zwycięstwo Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich nie zahamuje wzrostów na warszawskiej giełdzie?

– Jeśli Duda wyhamuje wzrost gospodarczy to tak. W innym wypadku odpowiedź jest negatywna. Kapitał zachowuje się racjonalnie. Jeśli okaże się, że w Pałacu Prezydenckim nastąpiła zmiana, ale nie odbiło się to negatywnie na gospodarce, to kapitał nadal będzie do Polski napływał. To samo dotyczy zbliżających się wyborów parlamentarnych, które z punktu widzenia biznesu i gospodarki są daleko ważniejsze od prezydenckich. Dla inwestorów istotniejsze od tego, kto ma większość w parlamencie są wyniki makroekonomiczne.
Pamiętajmy, że Polska jest krajem politycznie stabilnym. To nasz pierwszy atut. Drugim jest wielkość rynku. Na tle Europy Środkowej i Wschodniej Polska jest krajem wymarzonym dla inwestorów, bo ma duży i chłonny rynek wewnętrzny, dobrze naoliwioną gospodarkę, dobrze przygotowanych, głodnych sukcesów menadżerów i wreszcie stabilne rządy. Jaką mamy konkurencję? Rosję, Ukrainę oraz Turcję, bo inne państwa – Czechy, Węgry, Bułgaria czy Rumunia – są z punktu widzenia dużych inwestorów zbyt małe. A Rosja, Ukraina i Turcja nie są dziś, mówiąc delikatnie, oazami stabilności. I raczej, dotyczy to na pewno Rosji i Ukrainy, długo nie będą.

– Jesteś więc optymistą?

– Jestem, choć przyznam, że na początku roku nie byłem.

Rozmawiał Piotr Gajdziński

Wywiad został opublikowany na stronie F-Trust S.A.

Giełda jest zdrowa

autor: Piotr Przedwojski czas czytania: 7 min